Jego dzień nie zaczął się tak jak powinien, znaczy nie było całkiem źle ale mogło być lepiej. Na początek dnia okazało się, ze jego ojciec zapaskudził mu cały projekt do szkoły. Nie ma to jak zjeść śniadanie i położyć ten brudny kubek z kawą na tej nic winnej kartce. Nie mogło się obyć bez rozlania, albo opryskania tłuszczem. Jak wracał ze szkoły to coś stało się z jego autem, zaczął dziwnie charczeć i ostatnie metry musiał pchać na podjazd. Nie zjadł porządnego obiadu, no tak...w końcu trzeba zrobić zakupy, ale kasy nie ma. Musiał znaleźć sobie jakąś robotę bo ojciec już długo nie pociągnie. Przeklinając w myślach wszystkich, który nienawidzi w tym i samego siebie wyciągnął rower z garażu. Nawet nie pamiętał kiedy ostatnio na nim jechał. Nie było źle, trochę go umył napompował koła i był zdatny do jeżdżenia. Stwierdzając, ze potrzebuje odetchnąć od tego wszystkiego, wsiadł na niego i ruszył w kierunku jeziora. Na początku nie było tak źle, nie miał okropnej kondycji ale za ćwiczeniami nie przepadał, był trochę chuderlakiem. O tej porze powinny być ładne widoki, więc mu to tym bardziej odpowiadało. Wreszcie po bardzo męczącej jeździe dojechał na miejsce. Jak tylko zsiadł położył się na trawie dysząc ciężko. Nawet nie kłopotał się o położenie roweru. Leżał tak przez jakiś czas, wpatrywał się w gałęzie drzew poruszane wiatrem, sunące chmury. To naprawdę było odprężające. W końcu wstał, nogi bolały go niemiłosiernie, skrzywił się przez to nieznacznie.
- Już nigdy - mruknął do siebie i zerknął na rower oskarżycielsko, jakby to była jego wina. Nieco na chwiejnych nogach ruszył bliżej jeziora. Miał racje słońce zaczęło zachodzić i teraz lekko czerwono-pomarańczowe promienie wyglądały przepięknie. Uśmiechnął się lekko, ściągnął z siebie skórzana kurtkę i położył ją na trawie żeby po chwili na niej usiąść. To było bardzo odprężające.
/ODPISAŁAM!